“Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.” Albert Einstein
Dwa sposoby na życie. Dwa bieguny – plus i minus. Zwyczajny i nadzwyczajny. Możemy je widzieć obydwa, bo uzupełniają się wzajemnie, istnieją razem jak niebo i Ziemia, radość i smutek, stare i nowe.
Podczas wymiany studenckiej Socrates Erasmus, którą odbyłam w Oslo, chodziłam na uczelnię ulicą Eventyrveien. Wszystko nowe – kraj, uczelnia, kultura, piękny melodyjny język, który zachwycił mnie podczas rodzinnej podróży, nowe doświadczenia i ludzie. Nowy początek. Wciągałam to nowe powietrze w ekstazie i z ciekawością doświadczałam tego, co nowe. Nieskrępowana radość odkrywania.
Nic jednak nie trwa wiecznie i z czasem wracamy do naszego naturalnego stanu, tak zwanej prozy życia. Wracamy do zwykłości dnia codziennego – zwyczajność sprowadza nas na ziemię, różowe okulary ustępują miejsca okularom przeciwsłonecznym, bo przecież nie można bez ochrony stąpać po ziemi zalanej ostrym słońcem.
I być może, nawet gdy nowe wydaje się “lepsze” od starego, z czasem ogarnia nas tęsknota za domem. Jak w tej piosence “Zielony dom” Starego Dobrego Małżeństwa:
Coraz dalej mi do domu
Wszystkie klucze pogubione
Dom za rzeką już się rozmył
Dom zielony z Ogrodowej
A przecież tam wszystko zostało
Zegarek ojca obrączka po matce
Srebrna dziesiątka z Piłsudskim
Po babci Annie złoty naparstek
I te spotkania pod balkonem
Kiedy wino szło do głowy
Gdy przychodziłaś taka piękna
Krokiem z lekka majowym
I odkrywaliśmy mowę piwonii
Kwiecistą mowę i bujną
Jan Sopel grał na harmonii
Znaną melodię upojną
„Ta ostatnia niedziela
Dzisiaj się rozstaniemy
Dzisiaj się rozstaniemy
Na wieczny czas…”
Dobra wieść jest taka, iż dom możemy mieć w sobie. Możemy go nieść w sercu i duszy, łącząc w sobie to, co stare i to, co nowe. Zwyczajność i niezwyczajność, tradycję i nowoczesność, język ojczysty z językiem obcym, naszą kulturę z kulturą innych narodów. Czerpać z bogactwa własnego dziedzictwa i otwierać się na inne tradycje. Łączyć w sercu to, co odmienne. Umysł może błądzić, ale wierzę, że serce to właśnie potrafi – łączyć.
Dlaczego “Eventyrveien” jest dla mnie nazwą szczególną? Po norwesku “eventyr” to inaczej “baśń, bajka”, ale też “przygoda” oraz “coś niewiarygodnego, pięknego”. “Eventyrveien” to dla mnie “baśniowa droga”. Przymiotnik “baśniowy” to według “Słownika języka polskiego PWN” nie tylko “dotyczący baśni”, ale także “niezwykły, piękny, tajemniczy”, bo przecież baśń to opowieść niezwykła, fantastyczna, pełna cudów, a jednocześnie w piękny sposób odnosząca się do rzeczywistości, do życia. Czy jednak istnieje coś takiego jak “baśniowa droga”?Nawet “wujek google” popada w zwątpienie i nie podaje mi zbyt wielu użyć, ale moja droga jest baśniowa właśnie, bo jest niezwykła. Mimo jej jednoczesnej zwykłości. To droga moja, ale to też droga każdego z nas i tylko od nas zależy, czy dostrzeżemy, że nasza szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta. Może to zbyt romantyczna nazwa?Być może, ale ja pewnie taka w jakimś stopniu jestem – romantyczna, trochę niczym Ania z Zielonego Wzgórza, która nadawała ważnym dla siebie miejscom barwne nazwy. Nawet sama się dziwię, że odkrywam w sobie taką właśnie jakość. .
Norwedzy mają piękne powiedzenie: “Nowy dzień – nowe możliwości”. Nowe doświadczenia czekają na nas za każdym rogiem. Nowa jest każda minuta, każda chwila – każda z nich jest niezwykle cenna i może się okazać cudem. Czasem trzeba wrócić do korzeni, by móc znów sięgać ku niebu, a czasem trzeba po prostu zrobić pierwszy krok w nowym dla siebie kierunku. Czuję, że warto, bo za tym rogiem mogą na nas czekać nasze osobiste cuda.