„Dojrzała miłość nie jest poddaniem wobec kogoś, ale poddaniem wobec samego siebie.” Alexander Lowen
– Potrzebujesz miłości?Kochaj!Czy potrzebujesz czyjegoś pozwolenia? – Moja mądrzejsza część dziś mnie zapytała.
– Ach, ja głupiutka, nie potrzebuję niczyjego pozwolenia…oprócz własnego.
– Brawo, w końcu zrozumiałaś!
– Moja droga Mądrości, dziękuję, że wpadłaś z wizytą!
– Proszę bardzo, kochana! A jeśli nie potrzebujesz niczyjego przyzwolenia na to, by czuć to, co czujesz, czy ktokolwiek może cię skrzywdzić?Zastanów się, proszę.
– Boże…nie!Nikt nie może mnie skrzywdzić….to tylko JA jestem w stanie to zrobić…i właśnie to zrobiłam…właśnie to.
– Brawo!Jesteś mądrzejsza niż ci się wydaje.
– Słyszę to, co mówisz…i jestem zdziwiona..
– Ale ja nie…bo ja cię znam!
– Dziękuję…nie znałam…SIEBIE…i nie znałam…CIEBIE.
– Miło cię poznać!
Głęboki wspaniały serdeczny śmiech wypłynął z jego cudownie ciepłego brzucha. Tak wiele empatii, tyle zrozumienia…tyle miłości i cierpliwości. Taki nigdy niekończący się wszystkoobejmujący spokój, za którym tak tęskniłam….
– Też mi bardzo miło ciebie poznać – odpowiedziałam z tym nieco pochmurnym cichym poczuciem zadumania, które pamiętam z mojego dzieciństwa, z tych momentów, gdy byłam zupełnie sama, ale zupełnie nie odczuwałam samotności. Za tym też tęskniłam…bardzo.
– Ależ nie, ja ciebie przecież znam!Teraz cię rozpoznaję!
Głębokie uwalniające westchnienie ogarnęło moje ciało, a poczucie wdzięczności rozjaśniło serce…
– Myślałam, że odszedłeś…Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo za tobą tęskniłam…
Tak bardzo za tobą tęskniłam!
– Nie, to nie ja odszedłem – to ciebie nie było. Ja kroczyłem za tobą cały czas, czekając aż wrócisz. Teraz już jesteśmy razem – bezpieczni. Ze mną jesteś bezpieczna.
– Jesteśmy bezpieczni….dziękuję ŻYCIE za to, że jesteś. Tutaj, ze mną.
– To ja tobie dziękuję. Nic nie dzieje się bez twojego przyzwolenia.
– Byłam taka zagubiona…
– Wiem, kochanie, wiem…Dobrze, że jesteś z powrotem.
– Tak dobrze tu być…tak wspaniale!
Spojrzałąm w niebo.
– I wiesz?…Nic z tego nie rozumiem, nie jestem w stanie pojąć, jak i dlaczego to się dzieje, ale ja chyba jestem…
Zawahałam się.
– Wiem. Otul się tym, przyjmij to. Możesz to zrobić, gdy pozwolisz temu po prostu być, takie jakie jest, nic nie zmieniając. Oddychaj i pozwól temu cię wypełnić, nakarmić całą twoją istotę, pozwól temu żyć, promienieć…dziać się dla ciebie. Zaufaj temu, co czujesz – po prostu. Nie musisz nic z tym robić, po prostu czuj to, co czujesz.
– Tak cudownie się czuję…Znów czuję się pełna życia. Kiedy pozwalam temu być, takie jakie to jest, gdy poddaję się i rezygnuję z walki o to, by to zniknęło. Kiedy czuję to, co czuję, nawet jeśli to jest dla mnie trudne. Kiedy pozwalam sobie być tym, kim jestem, taką jaką teraz jestem. Przecież nie mogę być kim innym.
– I nie powinnaś być nikim innym. Jesteś doskonałą sobą taka, jaka teraz jesteś. I…jesteś tu teraz, nareszcie. Czy to nie wspaniałe?
-Tak, to cudowne…błogie uczucie. ŻYĆ, po prostu BYĆ. Taka prosta przyjemność, o której zupełnie zapomniałam…Przyjemność, której mogę doświadczyć z samego faktu mojej egzystencji, przyjemność, która nie stawia warunków typu…osiągnij najpierw, daj najpierw innym…a dopiero wtedy zasłużysz sobie na przyjmowanie. Mogę czuć przyjemność bez jakiegoś szczególnego powodu. Mogę po prostu otrzymać to uczucie błogości, zadowolenia, radości i szczęścia. Mogę sobie pozwolić, by to uczucie ogarnęło mnie całą i rozluźnić się w nim, pozwolić sobie odpocząć…wtedy po prostu staję się szczęściem…ja cała, cała moja istota.
– Poszedłbym za tobą na koniec świata!- nagle usłyszałam jego zdesperowany głos. Tak jakby nagle obudził się z długiego głębokiego snu i zrozumiał, że coś ważnego czuje. – Nigdy bym z ciebie nie zrezygnował. Jak ja za tobą tęskniłem!Zostań już ze mną, proszę. Zostań, nie uciekaj już więcej, nie rób mi tego…Kocham cię!I potrzebuję ciebie. Nie mogę bez ciebie żyć! Nie mogę – po prostu…
Zwinął się w kłębek jak mały zwierzaczek, schował swoją zmęczoną mądrą głowę w rękach i nagle wszystkie maski, które może by chciał prezentować światu, zaczęły odpadać…wszystkie jego tożsamości i ważne role w świecie, zbroja wojownika i zdobywcy, strażnika reguł i praw, zawsze silnego i stabilnego…Skulił się i stał się jakby mniejszy, tak jakby już nie był w stanie trzymać swoich uczuć na wodzy…Jak kwiat, który otwiera się pod wpływem delikatnego dotyku ciepłych porannych słonecznych promieni i wznosi swoje piękno ku niebu. Ból, który widziałam w jego oczach czasami, ale nie ufałam temu, co widzę…na dnie jego ciepłego męskiego serca, które mogło pomieścić wszystko.
Podziwiałam wielce anatomię jego zbroi, ale to, co mnie tak bardzo przyciągało, to nie jej twarda powierzchnia, ale to, co ukrywał w środku, to wrażliwe ciepło, które promieniało z jego serca…tak ciepłe, że roztapiało mnie – moje złote serce przetapiało się w ten gorący świetlisty płyn rozchodzący się po wszystkich żyłach i wędrujący do wszystkich komórek ciała…leczący tylko przez samą jego obecność – nie musiał nic robić, wystarczy, że był…Jego obecność zupełnie nieświadoma jego karmiącego wpływu na moje ciało i duszę…
Człowiek jest sam w sobie zmianą w świecie, zrozumiałam pewnego dnia, gdy dalej nie pojmowałam, że zmienia mnie już sama czyjaś obecność…Wprowadzasz zmianę w świecie już przez samą swoją obecność…Tak wiele dajesz, gdy jesteś obecny, nawet bez udziału twojej świadomości, a może właśnie pomimo jej braku…
– Ja też nie mogę bez ciebie żyć. I też cię kocham. Tak bardzo!Przepraszam, że uciekłam..Byłam przerażona. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje…
– Wiem, rozumiem. Byłem zdruzgotany!Nie wiedziałem, co robić, jak cię przywołać…straciłem prawie nadzieję. Ale jestem tak niezmiernie wdzięczny, że wróciłaś! Potrzebuję tu ciebie. Potrzebuję cię…
– Ja też cię potrzebuję, ja cała, z całego serca…Ja tylko nie wiedziałam, że ty…
– Ależ wiedziałaś. – spojrzał na mnie tymi swoimi cudnymi pełnymi zrozumienia oczami. -Wiedziałaś, ale nie ufałaś samej sobie. Mi też nie ufałaś, nie ufałaś, że chcę tego, co dla ciebie najlepsze. Ale to jest ok. Tak było wtedy, tak miało być. Wtedy.
– To dlaczego…ale dlaczego nigdy mi nic nie powiedziałeś? – głęboki ból wylewał się z mojego serca, ból, który byłam w końcu gotowa puścić…
– Tez byłem przerażony…
– Widzisz, to jesteśmy trochę podobni…- powiedziałam miękko.
Może nie byliśmy wtedy gotowi, ani ja, ani ty. Może tak właśnie miało być. Może wszystko ma swój odpowiedni czas.
***
– Napijesz się herbaty, kochanie?
– Tak, bardzo chętnie…Dziękuję. Jak to miło, że o mnie dbasz..
Uśmiechnął się. Jak ja tęskniłam za tym uśmiechem…Jak cudownie znów widzieć ten uśmiech. Nie wiedziałam, czy go jeszcze zobaczę. Ten uśmiech tylko dla mnie. Uśmiech pełen otwartości, zaufania, ciepła…gdy moje ciało rozluźnia się całkowicie w jego obecności…Boże, trzymaj mnie mocno…Jestem zgubiona!Czuję się tak, jakbym mogła zrobić wszystko…możesz mnie kochać, możesz mnie odrzucić, możesz wszystko. Mój zaawansowany przecież, tysiące lat ulepszany mózg nie jest w stanie tego pojąć…nic a nic!Kurcze!Nie mam już żadnej kontroli, ŻADNEJ!Czuję się bezradna…ale jednocześnie tak żywa i szczęsliwa w tym poddaniu…Zadziwiające!
– Usiądziemy na zewnątrz? – zapytał, obejmując mnie ciepłym wełnianym kocem.
– Tak, chodźmy. Dzięki Bogu za ciepłą wełnę. I za twoje ciepłe serce.
Objął mnie delikatnie i pocałował w czubek głowy. Bez słowa.
Nie powiedział nic…ale czułam, że jego serce zabiło mocniej.
Jak cudownie po prostu być otulona twoimi ramionami…bezpieczna i chroniona twoim kochającym spokojem. Moje ciało rozluźnia się na samą twoją obecność w tej prostej przyjemności bycia, której nigdy wcześniej nie czułam…Tak jakby stał się cud..jeden z tych wielu małych cudów, które doświadczamy co dnia…jeśli jesteśmy gotowi je zobaczyć.
***
Czasami nie potrzebujesz słów, bo po prostu wiesz. CZUJESZ.
Tak, wiedziałam, ale nie ufałam swoim przeczuciom. Mojemu sercu i duszy. Mojej całej istocie. Nie rozpoznałam, czym to było.
Myślałam, że wariuję…I desperacko próbowałam pozostać obojętna wobec mojego serca. Kochanie, moje serce, przepraszam!…Moje serce, mój największy skarb, moje życie!Co ja zrobiłam samej sobie, tobie, moje serce?I jemu?To tak boli…Przepraszam…Nie chciałam ciebie zranić, a to jest właśnie dokładnie to, co zrobiłam…
Wszystko dobrze, kochanie, wszystko w porządku. Tak to było. Wtedy. Było tak, a nie inaczej. Nie musisz mieć z tego powodu poczucia winy. To zdarzyło się wtedy, a ty jesteś tu teraz. Rozejrzyj się dookoła, kochana. Co widzisz dzisiaj, teraz?Czy ta jesień nie jest piękna?
Jest cudowna!Ale…jak możesz być dla mnie tak wyrozumiałe, tak delikatne?
Kocham cię przecież.
Wzruszyło ramionami tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
Kocham cię – najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
Tak, żyłam jak we śnie. Dawno temu…pamiętam, jak zobaczyłam cię pewnego dnia i złapałam się na nagłej myśli mojego zadziwionego światem wszystko-odczuwającego wewnętrznego dziecka…Masz takie wielkie serce!TY. Ale wtedy nie widziałam mojego własnego serca, też silnego i kochającego…Może to właśnie coś, co nas łączy, pomimo wszystkich możliwych różnic….Może to nasze wspólne pole – pole, które łączy nas wszystkich.
Tak, wiem, słyszę cię, masz rację, tak było…WTEDY.
A jestem tu teraz. I ten spokojny pochmurny dzień jest tak piękny… Taki, jaki jest. Pomimo tego, że jestem sama…ale jakoś niezupełnie sama, bo otulona tym błogim poczuciem bycia zaopiekowaną – zawsze, niezależnie od tego, co się wydarza. Jesteś kochana nad życie. Jesteś.
Nigdy nie wyobrażałam sobie, żę kiedykowiek mogłabym doświadczyc takiego uczucia…chociaż przez minutę.
***
Mærradalen, jedna z zalesionych dolin na terenie Oslo, lata temu…
– Czy dobrze się czujesz?Wszystko w porządku? – zapytali mnie mili mężczyźni, kiedy tuliłam się do drzewa w desperackiej potrzebie czyjejś obecności, pocieszenia i empatii…Drzewa zawsze cię słuchają, nigdy nie odrzucą, nie oceniają ciebie, czy twoich działań…Są zawsze dla ciebie – czekają, zawsze obecne. Nigdzie nie idą, bo nawet nie są w stanie. I nie mają ludzkich granic, są zawsze otwarte…Trzymają cię zawsze w swoich ramionach….Nigdy nie powiedzą: wiesz, nie potrzebuję się teraz przytulać.Nigdy nie mówią: potrzebuję teraz czasu dla siebie. Wierzę, że gdyby potrafiły mówić, wyraziłyby wdzięczność za to, że są widziane i potrzebne.
– Tak, wszystko w porządku, dziękuję – moje oczy musiały być wilgotne, bo usłyszałam tylko…
– Życie. To jest właśnie życie. – Powiedział jeden z nich z pełnym zrozumienia uśmiechem.
– Tak, to jest właśnie ŻYCIE, powiedziałam.
Ach, drodzy mężczyźni, dobrze, że jesteście. Bez Was przecież nie byłoby życia na Ziemi. I mnie też by nie było.
„Dziękować nigdy nie przestanę, że życie jest. Dobrze, że jesteś.”
I ta nasza wspólna przestrzeń, nasze wspólne pole…coś na ten matematyczny kształt (ciekawe skojarzenie, bo ja nigdy nie lubiłam matematyki!)