Nasza własna droga

 

your own way  a.jpg

Czy idziemy swoją własną drogą?Czy też według szlaku, który wybrali nam inni?Albo tym, który my wybraliśmy, nie wiedząc tak naprawdę, kim jesteśmy, bo idąc wyznaczoną trasą, nie pytaliśmy tak naprawdę, o czym to my – a nie nikt inny – w głębi ducha marzymy?Czy możliwe jest zresztą żyć swoim marzeniem – je realizować,  zamiast czyichś czy naszych własnych wydawałoby się oczekiwań?Nie wiem. Znam przykłady, że można, więc staram się wierzyć, że jest jakaś Siła, która prowadzi nas wszystkich i doprowadzi nas tam, gdzie tak naprawdę zmierzamy. Potrzeba pewnie tylko czasu, cierpliwości, marzeń i naszych działań po to, by marzenia mogły stać się rzeczywistością. Może więc warto zrobić choć jeden mały krok. Nie porywać się koniecznie od razu na wielkie cele, ale zrobić coś najmniejszego, by spełniać swoje małe i większe marzenia. Wielkie rzeczy zaczyna się przecież zawsze od małych, niekoniecznie skomplikowanych kroków.

Robię sobie też w ciągu dnia takie ćwiczenie, które na zajęciach terapii tańcem pokazało mi moje ciało: stawiam pierwsze kroki moją własną drogą. Wyobrażam sobie, że kroczę tą najwłaściwszą mi drogą, moją własną, niczyją inną, przeznaczoną tylko dla mnie. I ciekawie jest obserwować moje ciało…jak chwieją się dorosłe już przecież nogi. Niepewność. Skoro jednak praktyka czyni mistrza, warto ćwiczyć krok za krokiem. Może z czasem nogi staną się silniejsze i będą pewniej stąpać po ziemi. Nowe zawsze przecież budzi lęk. Staram się jednak ćwiczyć jeszcze jedno -pełne otuchy słowa „Zaufaj, uwierz”, które przeczytałam w pięknej książce Agnieszki Maciąg „Pełnia życia”. Wędrując niegdyś  lasami Gór Sowich, zupełnie sama, czułam, że tak naprawdę sama nie jestem. Czułam, że jestem prowadzona i nawet gdy przychodziła jakaś obawa, nie opuszczało mnie to uczucie, że jest Ktoś, kto nade mną czuwa, a otaczająca przyroda mi sprzyja. To uczucie z czasem mnie opuściło, ale mam nadzieję, że mogę do niego wrócić. Tylko pytanie…czy mogę do niego wrócić wszędzie, czy tylko w moich rodzinnych stronach?Czytając ostatnio „Wysoko wrażliwych” Elaine Aron, natknęłam się na taką możliwość, że cały świat może być dla nas miejscem bezpiecznym, miejscem, w którym czujemy się dobrze, ale że jest to „wyższy stopień wtajemniczenia”. Może więc nie muszę wracać do Polski, żeby sie czuć dobrze i u siebie.  A może mogę też wrócić do kraju rodzinnego i czuć się dobrze, mimo tego, co wydaje mi się nie funkcjonować tak, bym mogła być szczęśliwa. Może to wszystko kwestia tego, jaka ja jestem,  jak widzę rzeczywistość i jakich ludzi spotykam na mojej drodze. I nawet jeśli nie wszystko toczy się dobrze, a czasem mimo że toczy się nie najlepiej, to i tak chyba jestem szczęściarą. Jest Ktoś, kto czuwa?

Leave a Reply